Newsy

„Niebezpieczni dżentelmeni”, czyli wszystko, co w górach najpiękniejsze, zanim stało się to modne.

Narty – dancing – brydż: oto doskonale znany scenariusz zakopiańskiego życia turystyczno-intelektualno-towarzyskiego przełomu XIX i XX wieku. To se ne vrati? A właśnie, że vrati: brawurowy film Macieja Kawalskiego przenosi nas w sam środek pewnej niezwykłej awantury, której nie powstydziłby się sam Guy Ritchie.

„To nie jest lekcja historii, to nie jest lekcja polskiego…”

Nie wierzcie w te deklaracje reżysera! To może być najlepsza lekcja polskiego i historii zarazem, jaką przeżyliście. Oto we wspaniałej willi w stylu zakopiańskim (którego twórcą był Stanisław Witkiewicz – odsyłamy do Wikipedii), pośród mgieł opadających spod Giewontu i w oparach substancji, o jakich nie śniło się Walterowi White’owi, spotykają się nad ciałem anonimowego trupa czterej mężczyźni:

  • Stanisław Ignacy Witkiewicz, znany szerzej (i później) jako Witkacy – wybitny dramaturg, malarz, literat, awanturnik, wielki eksperymentator w życiu i w sztuce, ekscentryk, a nawet szaleniec, syn Witkiewicza seniora,
  • Joseph Conrad, właściwie Józef Teodor Konrad Korzeniowski – jeden z największych światowych powieściopisarzy, autor „Jądra ciemności”, na podstawie którego ponad pół wieku później Francis Ford Coppola nakręci słynny „Czas apokalipsy”,
  • Tadeusz Boy-Żeleński, jeszcze lekarz, ale już pisarz, tworzący pod pseudonimem, bo „co pacjenci powiedzą”, niebawem wybitny eseista i słynny komentator życia społeczno-politycznego, do dziś znany z przenikliwych diagnoz i błyskotliwego języka,
  • Bronisław Malinowski – ceniony lokalnie, acz nieznany jeszcze globalnie antropolog, w przededniu niezwykłej i przełomowej wyprawy, po której wejdzie do panteonu światowych badaczy, a jego książka stanie się podstawą współczesnej socjologii prawa, czytaną na całym świecie.

Wszyscy na kacu i bez pamięci, bo – a jakże – jak jeden mąż kochają wino, kobiety i śpiew, a dokładniej narty, dancing i brydż. Rzecz jasna, suto zakrapiane alkoholem, podkarmiane pejotlem i podduszane nikotyną i opium. Mokry sen hipstera? A jakże. Ale to nie wszystko!

Tatrzańskie après-ski

Kto jeździ na narty, ten wie, że równie ważny jak szusowanie z góry na dół jest późniejszy, uświęcony tradycją rytuał regeneracji w nizinnych barach, czasem jeszcze w nartach przypiętych do stóp. „Niebezpieczni dżentelmeni” pokazują nam pionierską wersję ekstremalną tych gier i zabaw, w których trup ściele się gęsto, zawodowi mordercy tańcują w rytm wpadającej w ucho góralszczyzny z artystkami o najwyższych aspiracjach, zaś pod Kasprowym Wierchem, popijając lokalną śliwowicę, Józef Piłsudski próbuje popsuć szyki Włodzimierzowi Leninowi, odpoczywającemu w pobliskim Poroninie.

Już od samego słuchania może się zakręcić w głowie! Czy to wydarzyło się naprawdę? No nie – ale, ale! Mogło się wydarzyć.

Z takiego założenia wychodzi niespotykanie utalentowany debiutant, reżyser i autor scenariusza zarazem, Maciej Kawalski (nie mylcie z innym wschodzącym gigantem kina gatunkowego, Maciejem Kawulskim), który, poznawszy biografie wszystkich bohaterów, zauważył, że w latach 1913-14 wszyscy przebywali na stałe lub przejazdem w Zakopanem i ich ścieżki istotnie mogły się przecinać.

Zakopane – pępek świata.

Lub, jak powiedzieliby intelektualiści – genius loci. To Zakopane sprawia, że ta historia jest inna niż zwykle. Ach, jaką rozkoszą będzie dla fanów polskich gór obejrzenie tej podtatrzańskiej wsi z lotu ptaka, bez widoku zakorkowanych szlaczków współczesnych dróg oraz przebrzydłych architektonicznych przeszczepów różnych epok fascynacji architekturą socjal-oraz-demokratyczną. To Zakopane, którego nikt nie pamięta, a do którego wszyscy tęsknią: bez tłoku na Krupówkach, bez straganów, bez turystów w klapkach i ortalionach ciągnących do Morskiego Oka. To serce gór – tych gór, które przyciągały niespokojne dusze i wrażliwców wszelkiego autoramentu, prawdziwych trendsetterów i trendsetterki wspinaczki, skitouringu, freeride’u, innymi słowy: bojowników i bojowniczki wolności i wolnomyślicielstwa. To działo się najpierw – a zaraz po tym doszło do napływu wczesnych naśladowców, hipsterów, a następnie – w sposób nieunikniony – mas wylewających się jak nagły krwotok ze szlaku na Chochołowską. Ech, jakżeby miło było wrócić do czasów początków Parku Narodowego, TOPRU i młodopolskiej bohemy, wśród której, poza wyżej wymienionymi brylowały dziesiątki literatów, malarek, intelektualistów i przyrodników, których zachwycały Tatry w swym kameralnym majestacie i przyroda pozwalająca zapomnieć o cywilizacyjnych kryzysach oraz odnawiać spójność człowieka ze wszechświatem. Kawalski uruchomił wehikuł czasu, wrzucił w niego widzów i teraz ma prawo napawać się swoim sukcesem.

Nieruchoma peregrynacja

Bo ten film jest niczym wspaniała, nieruchoma, odbywająca się w komfortowych objęciach kinowego fotela, podróż do świata, którego już nie ma, a być może nigdy nie było. Ponieważ jest to obraz nostalgiczny, wykrzywiony, wyidealizowany. Pięknie się to ogląda, ale nie można się łudzić, że tak kiedykolwiek było. Ale nie ma to absolutnie znaczenia. I twórcy mają tego świadomość powtarzając ironicznie za samym Boyem-Żeleńskim:

"Wydobyć z szarzyzny i smutku życia orzeźwiający uśmiech, to płytkość, komercha. Ale powtarzać w kółko wyświechtane komunały, zgnijesz, umrzesz, robaki cię pożrą. Ach, co za głębia".

Kawalski robi komercyjne kino, ale robi je tak, jakby zapraszał nas do najlepszej opery. Wyczynia z naszą cyganerią początków XX wieku to, co Guy Ritchie zrobił z Sherlockiem Holmesem. W najlepszym tego słowa znaczeniu. Marsz do kina!

Autor: Radek Tomasik
NIEBEZPIECZNI DŻENTELMENI

NIEBEZPIECZNI DŻENTELMENI

Komedia Komedia kryminalna Od lat: 15 108 min

Więcej o filmie